Nie ulega wątpliwości , że lata 80-te były ostatnim tchnieniem wschodnioeuropejskiego komunizmu, który na skutek zachodnich restrykcji ekonomicznych oraz rozwoju nowych technologii, nieosiągalnych dla komunistów, stał się bankrutem. Tak też było w Polsce. Dojście do władzy Gorbaczowa i jego pieriestrojka i związana z nią ogólna liberalizacja postaw, dała nadzieję przywódcom demoludów na poprawę gospodarczą, a tym samym na utrzymanie władzy. Konieczna była liberalizacja gospodarki.
Wiadomym było, że komuniści nie zwrócą się z dramatyczną prośbą o pomoc do rządów krajów „zachodu” z przyczyn ideologicznych. Liberalizacja gospodarki tak, ale demokratyzacja życia obywateli nie – tak można by scharakteryzować pokrótce filozofię schyłkową komunistów, gdyż demokratyzacja wiązała się z ryzykiem utraty władzy.
Od 1985 roku trwały więc rozmowy z lewicującym, liberalnym finansistą George Sorosem, który w latach 81-84 zaangażował się na Węgrzech w celu poprawy ich sytuacji gospodarczej.
Trzy lata później rząd Rakowskiego rozpoczął program liberalizacji polskiej gospodarki.
Zanim jednak do tego doszło, odbyło się słynne spotkanie rządzących z opozycją w Magdalence.
Na temat tego, co tam ustalono trwają do dziś gorące dyskusje. Jedno jest pewne. To tam eksperci solidarności, będący w istocie grupą lewicowych rewizjonistów w łonie doktryny komunistycznej, zostali przekonani do przyjęcia programu liberalnych reform , które miał przygotować Soros, a w zasadzie polecony przez niego Jeffrey Sachs. Obrady Okrągłego Stołu nie miały w zakresie gospodarczym istotnego znaczenia. Dokonano jedynie ustaleń, co do przyszłego kształtu władzy w Polsce z potencjalnym udziałem strony opozycyjnej.
By jednak być precyzyjnym, należy napisać, że nie całej opozycji, a jej lewego, przychylnego komunistom skrzydła. Kluczowe znaczenie odegrał w tych obradach wspomniany już triumwirat – Michnik – Kuroń – Geremek.
Wydaje się, że obie strony wzięły na siebie zobowiązania po równo. Ekipa komunistów zobowiązała się do zmarginalizowania partyjnego betonu, a lewicująca część opozycji, do wyeliminowania przeciwników ugody z komunistami, których od tamtego czasu zaczęto nazywać „oszołomami” i innego, podobnego typu określeniami.
Po mianowaniu premierem Mazowieckiego, sprawy przyspieszyły. Mazowiecki zaproponował Sachsowi Leszka Balcerowicza do przeprowadzenia reform w Polsce.
Dziś można śmiało powiedzieć, że ówczesne elity władzy – tak komuniści, jak i eksperci solidarności – nie mieli zielonego pojęcia o tym, co Polsce zaproponuje Sachs.
Społeczeństwo nie zdawało sobie sprawy, że naprawę Polski dano w ręce domorosłym majsterkowiczom, początkującym pracownikom nauki, byłym działaczom partyjnym pozbawionym doświadczenia w jakimkolwiek zarządzaniu, a kierować nimi miał stosunkowo młody, wysoce kontrowersyjny teoretyk - ekonomista amerykański J. Sachs.
Gazeta Wyborcza z 24.08.1989 w artykule pod tytułem „ Cud gospodarczy w Polsce ?” cytuje Sachsa: „Likwidujemy całkowicie inflację w ciągu sześciu miesięcy. Stopa życiowa zacznie wzrastać za pół roku (…) Nie dajcie sobie wmówić, że radykalny program gospodarczy wymaga cierpień i wyrzeczeń”.
Zanim Sachs pojawił się w Polsce zasłynął tym, że w roku 1985 jako doradca rządu w Boliwii po raz pierwszy zastosował terapię szokową w gospodarce w celu zdławienia hiperinflacji.
Ultraliberalne działania skutkowały tym, ze w Boliwii wzrosła szara strefa o rozmiarach podobnych do hiperinflacji, którą Sachs zwalczał, a wolny rynek zajął się uprawą coki i produkcją kokainy. Na ironię zasługuje fakt, że Sachs jest zwolennikiem teorii zrównoważonego rozwoju.
Dziś Boliwia rządzą narkotykowi oligarchowie z prezydentem o co najmniej podejrzanej reputacji (Morales), który zarządził „odwrót” od liberalizmu w stronę czegoś na kształt państwa Chaveza, czyli Wenezueli. Boliwia jest więc dziś lumpen- liberalnym potworkiem o zabarwieniu komunistycznym.
W ostatniej części postaram się napisać o tym, czym do dziś skutkuje reforma Sorosa-Sachsa oraz o tym jaki wpływ ma ona na naszą dzisiejszą politykę.