Zebe Zebe
815
BLOG

Mój rok 1945. Wspomnienia (3)

Zebe Zebe Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Wewnątrz strefy, która pozostała obsadzona przez Sowietów, znajdowała się wieża ciśnień. W tej wieży usadowili się sowieccy snajperzy, którzy mocno Niemcom dokuczali. Pod ich ostrzałem znajdowały się nawet stanowiska bojowe Niemców urządzone w budynku odległym od wieży o 400 do 500 m przy rybnickim placu targowym. Do zwalczania snajperów Niemcy użyli ciężkiego działa przeciwlotniczego, z którego niszczono wieżę piętro po piętrze.
Według zeznań Sowieci przetrzymywali w wieży cywilów jako zakładników, co nie powstrzymało Niemców przed jej „rozstrzelaniem”. Uznali, że straty śmiertelne ponoszone od strzelców wyborowych w tym miejscu były dla nich zbyt dokuczliwe. Wojna ukazała swoje okrutne oblicze. 
Niemcy upublicznili też inny akt okrutnego prowadzenia wojny. Podczas ich przeciwuderzenia, które wyparło Sowietów z północnego obszaru miasta, znaleźli w domu naprzeciw nowego cmentarza ciała ogrodnika Dzierżonia i jego 24 letniej córki oraz starego umierającego inwalidę, który pracował w ogrodnictwie jako pomocnik. Opowiedział on żołnierzom przed zgonem, że 65 letni ojciec dziewczyny został zabity, kiedy śpieszył z pomocą swojej gwałconej córce. Inwalida chciał pomóc dziewczynie, lecz został postrzelony, w wyniku czego zmarł.
 
Niemcy odzyskali Paruszowiec wraz z Hutą „Silesia”. Udało im się wymontować najważniejsze maszyny, przede wszystkim tokarki do produkcji amunicji i wywieźć w kierunku Wodzisławia. By przeprowadzić z powodzeniem atak na Rybnik, Niemcy musieli postawić prawie wszystko na jedną kartę, gdyż nie byli w stanie zabezpieczyć całej 20-kilometrowej linii między Rybnikiem a Odrą. Sukces ich obrony na całej linii nie był do pomyślenia. Przekraczało to możliwości jednej dywizji. Udała im się jednak odbudowa jednolitego frontu obronnego. Sowietom nie powiodło się uderzenie z marszu na rybnicki okręg węglowy oraz obszar uprzemysłowionych Wschodnich Moraw.
 
W Rybniku, po pełnym odzyskaniu przez Niemców centrum miasta i terenów na jego obrzeżu, trwała nadal walka obronna Niemców z Sowietami uderzającymi kilka razy dziennie. Mimo stałego zagrożenia niemiecka dywizja pancerna musiała przesunąć pewne oddziały do Raciborza, gdzie Sowietom udało się po zdobyciu przez nich Kuźni Raciborskiej zagrozić niemieckiej obronie.
W tej sytuacji Niemcy nie byli w stanie utrzymać wschodnich obrzeży Rybnika, w wyniku czego 3 lutego Paruszowiec przeszedł ostatecznie w ręce Sowietów. W nowej sytuacji także trzymanie północnej części kompleksów zakładu psychiatrycznego okazało się niemożliwe i z uwagi na nowy przebieg linii frontu na północnym obrzeżu miasta nieuzasadnione. Sowietom udało się 4 lutego włamanie czołgowe, które jednak zostało w tym samym dniu zlikwidowane. W drugiej połowie lutego nacisk wojsk sowieckich na odcinku Rybnik – Racibórz stopniowo malał. 
 
W lutym też udało się Niemcom ustabilizować obronę na linii Racibórz – Rybnik – Pszczyna – Bielsko. Na razie nie nastąpiło z obszaru Gliwic, Bytomia i Katowic natarcie na Rybnicki Okręg Węglowy i na Ostrawę, która była ostatnią kuźnią broni pozostającą jeszcze w rękach Niemców.
Tego natarcia Niemcy się obawiali. Doszło do pewnego uspokojenia. Wielu cywilów, którzy w pierwszej fazie walk opuścili swoje siedziby, widząc stabilizację na froncie, zdecydowało się na powrót do swoich miejscowości. Rolnicy przygotowywali się do wiosennych prac polowych. Jednak z miejscowości bezpośrednio przylegających do linii frontu mieszkańcy zostali przez wojsko usunięci.
 
Znaleźli oni schronienie m.in. w Boguszowicach, gdzie przebywało wielu mieszkańców z Ligoty, Ligockiej Kuźni i Gotartowic.Kuzyn Józef Kula i jego sąsiad Sobik  z rodzinami znaleźli schronienie u mojego stryja Konstantego Kuli. Wujek Wilhelm z Ligoty przebywał w domu mojej przyszłej teściowej Łucji. Z opowiadań pamiętam, że żywili się koniną, którą obrotny wujek pozyskał z zabitego konia.
Inni ewakuowani udawali się jeszcze dalej na południe. W naszym domu znalazły schronienie trzy osoby. Jeden, starszy mężczyzna (nie był Ślązakiem) pracował jako fornal we dworze w Czuchowie, dwaj młodsi, chłopcy w wieku 16-18 lat pochodzili prawdopodobnie z okolic Szopienic.
Zostali oni zmuszeni przez uchodzących Niemców do pędzenia bydła, które również „ewakuowano”. Z ich opowiadania wynikało, że po załadowaniu bydła do pociągu na jakiejś stacji w okolicy Wodzisławia zostali zwolnieni przez Niemców i wracali piechotą do domu. W Gotartowicach trwały już walki, nie mogli więc przekroczyć linii frontu.
Tułali się po wsi. Zostali przygarnięci przez moich rodziców. Przebywali w chlewie, w którym znajdował się też rozpłodowy knur „Fridolin” trzymany przez rodziców na polecenie władz niemieckich. Stanowił on coś w rodzaju ogrzewania. Spali na węglu przykrytym słomą. Wygód nie doznawali, ale głodu nie odczuwali. Przeżyli tak cały okres frontowy.
Po ucieczce Niemców poszli do swoich miejscowości. Nie wiadomo, czy dotarli do nich. Nie przesłali żadnej wiadomości. Schronienie w Boguszowicach znalazło także kilku Włochów, których Niemcy internowali po 1943 r. Przebywali oni w obozie przy kopalni, z którego usunięto wcześniej jeńców sowieckich, i nie chcieli się ewakuować pod strażą Niemców. Dwaj Włosi przebywali w domu mojej ciotki Waleski Skorupowej. Opiekowały się nimi kuzynki Monika, Berta i Helena. Eugenia Gorzyńska, która mieszkała w najbliższym sąsiedztwie, zapamiętała ich nazwiska – Angelo Quasca i Pasquoli Sandilo (Sandido?).
Za pisownię nie ręczę. Sowieci także usuwali mieszkańców z miejscowości frontowych. Ewakuowani przebywali we wsiach położonych na północ od linii frontu - Wilcza, Leszczyny, Bełk, Palowice, Szczejkowice.
 
Życie ewakuowanych było ciężkie. Po powrocie do domów znaleźli mieszkania albo zniszczone, albo splądrowane przez żołnierzy   sowieckich, niemieckich a także przez nieuczciwych i chciwych sąsiadów.
Sowieci przeprowadzali nieustannie nękające ataki na pozycje niemieckie. Ostrzeliwali także miejscowości przyfrontowe działami lekkiego i średniego kalibru. Nie używali wtedy pocisków zapalających.
W Boguszowicach straty były nieznaczne. Większość pocisków eksplodowała na wysokich drzewach, które otaczały zabudowania. W pobliżu starego kościoła zginął 1 lutego 1945 r. Ortsbauernführer Paweł Rojek trafiony odłamkiem pocisku artyleryjskiego.  
Na gotartowickim odcinku udało się Sowietom na jakiś czas przesunąć linię frontu na południe od szosy Rybnik - Żory. Trwały już walki w tzw. „Granicach” i w rejonie na południe od dzisiejszego lotniska. Niemcy bronili się zaciekle.
 
c.d.n.
 
Mieczysław Kula
Historyk, absolwent UJ w Krakowie, autor książek o tematyce śląskiej, tłumacz literatury niemieckiej, emerytowany dyrektor II LO w Rybniku.
 Uwaga: W oryginale opracowanie zawiera przypisy, rysunki (szkice), zdjęcia i mapy.
 
Poprzednie odcinki:
Zebe
O mnie Zebe

Large Visitor Globe

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura