Od jakiegoś czasu szukam na rynku księgarskim pozycji, która opisywałaby sport w PRL-u. Jest kilka takich książek, ale niestety nie traktują one w sposób obiektywny o fenomenie sportu w okresie PRL-u. Wszystkie są skażone kontekstem związanym z uwikłaniem politycznym i traktują zagadnienie doktrynalnie. Zapewne wynika to z faktu, że o PRL-u albo źle, albo wcale, a to przekłada się na zafałszowany obraz tamtych czasów. Wbrew pozorom sport w owym czasie był naprawdę tylko sportem, był czymś co promowało właściwe wzorce zachowań, oraz rywalizację opartą na zasadach fair play. Dziś pozostaje nam w zasadzie opierać się na przekazach ustnych ludzi, którzy w tamtych czasach byli częścią tamtego sportu. Zostawmy więc wątek polityczny na boku i porozmawiajmy o sporcie.
Tak jak cała gospodarka funkcjonowała w systemie nakazowo-rozdzielczym, tak i sport funkcjonował w sposób podobny. Fenomen tamtych czasów polegał na zamierzonym umasowieniu sportu, a to realizowano głównie poprzez rozbudowany system zawodów sportowych, którymi objęto dzieci już w szkołach podstawowych, a także na stworzeniu wielosekcyjnych klubów przyzakładowych. Niezależnie od tego propagowano sport osiedlowy, nie robiąc przeszkód młodym ludziom, którzy chcieli kopać piłkę, czy też grać w siatkówkę pomiędzy blokami.
Wtedy to jakoś nikomu nie przeszkadzało. W ramy systemowe ujęto także turystykę krajową i nadano jej cechy rywalizacji połączonej z aktywnym wypoczynkiem. Całość stanowiła program podporządkowany utrzymaniu kondycji fizycznej społeczeństwa, na którym rządzącym ówcześnie najwyraźniej zależało. Sport podzielono na trzy kategorie – rekreacja i wypoczynek, sport amatorski i sport wyczynowy.
W wielu dyscyplinach rozbudowano systemy rozgrywek i zawodów do stopnia, do którego w obecnej Polsce nigdy nie dojdziemy. Pomimo tego, że baza sportowa nie stała na wysokim poziomie w porównaniu z krajami zachodniej Europy, masowość sportu stworzyła niezwykle prosty sposób selekcji najlepszych sportowców. Wspomniany system nakazowo- rozdzielczy pozwolił na lokowanie najbardziej rokujących sportowców w czołowych polskich klubach realizujących sport wyczynowy. W zasadzie o sporcie wyczynowym powinno się mówić w kontekście rywalizacji międzynarodowej.
Patrząc dziś na osiągnięcia polskich sportowców tamtego czasu na arenach międzynarodowych możemy tylko nostalgicznie wzdychać . Warto przy okazji przypomnieć, że tzw. sporty halowe były w owym czasie zdominowane przez reprezentacje państw bloku wschodniego, a w lekkiej atletyce wyprzedzały je tylko Stany Zjednoczone, chociaż ZSRR był tuz tuz za Amerykanami i rywalizacja pomiędzy oboma państwami stymulowała rozwój sportu na świecie. Tak jest zresztą do dnia dzisiejszego.
Dziś można powiedzieć, że osoby odpowiedzialne w owym czasie za sport to byli w większości fachowcy, wspierani przez środowisko naukowe i ich rozwiązania w ramach całego bloku sowieckiego. Dotacje na sport były nieporównywalnie większe niż obecnie a władza była "istotnie" zainteresowana tym, by kadry były najlepszej jakości. Na marginesie - tak jak i wtedy, tak i obecnie sport również jest używany do propagandy. Władza bardzo chętnie lubi kojarzyć się z sukcesami.
Wyczynowi sportowcy nie zarabiali tak oszałamiających pieniędzy jak dziś. „Nagrodą” dla wielu był wyjazd zagraniczny, popularność i dobra posada.
Przemiany w Polsce po roku 1989 wprowadziły nową rzeczywistość. W niesłychanie krótkim czasie, na bazie "terapii szokowej" została zaaplikowana społeczeństwu szybka dawka kapitalizmu. Wszystko , co kojarzyło się z minionym systemem było zastępowane produktem lub myślą zaimportowaną z liberalizmu bez zahamowań. Zaczęła się walka z tym co było, a to odczuło nie tylko polskie społeczeństwo, ale i polski sport. Już na początku lat 90-tych praktycznie zlikwidowano finansowanie centralne na sport, w niedalekiej przyszłości padały jeden za drugim kluby przyzakładowe, ale największy dramat dotknął kadrę trenerska i działaczy. Większość ludzi delegowanych do pracy w sporcie odeszło, przebranżowiło się lub po prostu wyjechało z kraju. Pozostali nieliczni pasjonaci, częściej przeciętni lub słabi, którzy za śmieszne pieniądze podjęli pracę w sporcie.
Polski sport zaczął żyć chwilą bieżącą, przejadać pieniądze, trawić je i mielić, w czym pomagali mu różnej proweniencji nowobogaccy managerowie nastawieni na wyzucie soków z tego, co zostało. Przeciętność , brak pomysłu na nowy system- nie zrobiono nic tylko trwano. Do dziś nie ma w Polsce pomysłu na nowoczesny sport. Lekiem na całe zło miał być sport zawodowy, ale bez korzeni, czyli spojrzenia całościowego na sport, nie będziemy odnosili sukcesów, chyba, że pogodzimy się z tym, że na każdej kolejnej olimpiadzie będziemy walczyli o 10 medali obojętnie z jakiego kruszcu.
Przed polskim sportem stoi szekspirowskie pytanie. Możliwości są dwie – albo wszystko skomercjalizujemy i przestaniemy udawać, że sport jest oczkiem w głowie nas wszystkich, albo zdecydujmy się na zainwestowanie większych pieniędzy z naszych podatków w sport niezawodowy, bo ten zostawmy ludziom, którym ta zabawa się nie znudziła i mogą swoje pieniądze przepuszczać przez sito z wielkimi oczkami.
Malcolm Gladwell - myśliciel i filozof - wyliczył, że potrzeba co najmniej 10 tys. godzin treningu, by zostać ekspertem w dowolnej dziedzinie.
Wynika z tego, że wystarczyłoby w wieku ośmiu lat zacząć coś robić ( trenować) po dwie godziny dziennie przez 250 dni w roku, żeby wraz z pełnoletniością stać się wedle Gladwella niezłym zawodnikiem. Niezależnie od ewentualnych treningów w klubie.
Może to jest jakaś myśl ?
Komentarze