Okładka książki wraz z informacjami o wydawcy
Okładka książki wraz z informacjami o wydawcy
Zebe Zebe
627
BLOG

Nagrobek ciotki Cili

Zebe Zebe Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Publikuję fragmenty książki nie żyjącego już – przedwcześnie zmarłego -   Stefana Szymutko,  zatytułowanej „Nagrobek ciotki Cili”. Te fragmenty ukazały się w śląskiej prasie. Można ją jednak znaleźć w sieci w postaci plików w formacie PDF, a także w śląskich bibliotekach. Można zapewne poszukać jej też na portalach typu Allegro. Książka składa się z czterech esejów.

Stefan Szymutko jest autorem książek: "Zrozumieć Parnickiego" (1992), "Rzeczywistość jako zwątpienie w literaturze i w literaturoznawstwie" (1998), nominowanego do literackiej nagrody NIKEimage w 2002 roku "Nagrobka ciotki Cili" (2001) oraz "Przeciw marzeniu? Jedenaście przykładów, ośmioro pisarzy" (2006). Był współpracownikiem wielu czasopism, m.in.: "FA-artu", "Opcji", "Śląska", "Res Publiki Nowej" i "Pamiętnika Literackiego".

Mówił o sobie, że jest człowiekiem historycznym, tj. przywiązanym do miejsca i ludzi. Z tego przywiązania wyrosła jego najgłośniejsza książka „Nagrobek ciotki Cili”, traktująca o dramacie „niewysłowienia” i miłości do Śląska. Serdecznie polecam tę pozycję wszystkim, którzy interesują się nie tylko Śląskiem, ale przede wszystkim historią, tą bliższą naszemu ciału z powodów losów naszych krewnych i bliskich.

***

Któż z nas ludzi w pewnym wieku ze zdumieniem nie ogląda fotografii z dzieciństwa i wczesnej młodości, nie zadaje sobie pytania, co właściwie łączy mnie z owym papierowym cieniem? Zaczynam od banalnej refleksji, wiedząc z góry, iż nie uda mi się owej banalności przezwyciężyć. Zastanawia mnie jednak ciągle i nadal, że ja i on to ja, że nie mogę go się zaprzeć, że pozostał we mnie, że jakoś trudno nam być świecie u siebie.

Zostałem (zostaliśmy) historykiem literatury, a przecież od początku mieliśmy trudności z jej zrozumieniem i zaakceptowaniem.  Nawet Pan Tadeusz wywoływał frustrację. Jak  można  było zachwycić się litewskim chłodnikiem,  gdy proszony obiad kojarzył się z tartymi kluskami i „modrom kapustom”? Jak można było czuć się swojo wśród kontuszowych gości, gdy za uroczysty strój nauczono uważać czorny ancug i biołokoszula? Tym bardziej gdy z obcością estetyczną liczyła się klasowa:  identyfikowało się tylko  z  tymi bohaterami  narodowej epopei,  którym  wieszcz Mickiewicz, zamknąwszy usta, nakazał gdzieś w tle orać ziemię,  sprzątać we  dworze,  służyć swym panom. Nic dziwnego, że czytający uważał owych panów za rozgodanych i gupich próżnioków.

Później było jeszcze gorzej. Daremnie starano się przekonać, że funkcji tzw. realiów nie można ograniczać do  ich  detoacyjnego  znaczenia. Jak znaleźć głębszy  sens  we  włóczeniu  się  jakiegoś faceta po Dublinie z podrobami w kieszeni, gdy podroby  wywołują wspomnienia  jeszcze  ciepłej wątrobianki, którą dostawało się od ujka Antka w dzień świniobicia?   Nie   zmierzam   do przeciwstawienia  swojskości  kraju  dzieciństwa  i obcości  literackich światów. Jeszcze  bardziej  nie chciałbym  przeciwstawiać ich  wartościująco:  z jednej strony -zdrowa, bezpretensjonalna śląska kultura, z  drugiej -zdegenerowana  kultura (nie wiadomo  dlaczego)  wysoka. Gnuśni  i  zepsuci „salonowi” bohaterowie Prousta nie są lepsi ani gorsi niż gnuśni i zepsuci Ślązacy, chociaż akurat nie  dane  mi  było spotkać jakiegoś śląskiego pederasty-masochisty. 

Żal  mi  jedynie  (wiem: bezsensownie,  głupio i idiotycznie  etc.), że historyczności  Mysłowic  nie  dane  było  stać się historycznością uniwersalną w  sposób,  w  jaki Proust ocalił Combray, a Joyce –Dublin. Oczywiście  literacka  ważność   i znaczenie Soplicowa,  Combray  i  Dublina  są nagrodą za geniusz  twórców,  którzy  potrafili  przekształcić partykularne i  jednostkowe  w ogólnoludzkie. Niemniej, wejście w owo ogólnoludzkie, które u spodu  nie  przestaje  przecież być partykularne, wiąże się z  rezygnacją,  zapomnieniem  albo przynajmniej zgodą na mniejszą ważność swojskiej partykularności. 

Niełatwo  taką zgodę wyrazić. Chociaż śląskie  utrudniało   zrozumienie nie śląskiego, to ono właśnie kierowało uwagę ku innemu, skłaniało do poszukiwania w innej, ale, mimo  wszystko,  tej  samej  kulturze  potrzebnej myśli, potrzebnego słowa. Jak więc zrezygnować, unieważnić punkt  wyjścia?  Obcość łagodziła przecież tożsamość problemów,  rozterki,  bólu. Zacytujmy  fragment  autobiograficznej  powieści śląskiego twórcy, Dominika Otkowicza:

„Zacząć łosprowiać.., Kaj i jak? Łod plynckyrzy na szłapach? Łostało się zdjyęcie. Karlus z kwiotkem w rzyci (blank gryfny, łoszpeca mo ruła) kipnął się na klin ciotki Anki, by lepi widzieć tyn bilderbuch, co mu pokazywała. A richtig kipnął sie, bo go fest bolały te blazy, co je skórzane zole żarły. Abo śmierć ciotki Rołzy, takij  baby, co dawała bombony, a jak szkyrtła myślołby kto drzewnia no szpetno kukła, co by  niy  pamiętał jak  charlała..,  Po  cimoku  po pogrzebie ciotki  Rołzy  rzykołech  choby  gupi, dzierżyłech w łapach jej taszynlampa, jo sam godoł Pan Bockowi, co dom mu ją nazod, jak niy byda już myśloł o umrzykach. O rzyć roztrzaść! Jo by tak chciał pamiyętać, fto to był dlo mnie ciotka Rołza”.

Śmieszne,  naiwne? Nie  w  tłumaczeniu,  nawet tylko filologicznym, które, rzecz jasna, nie potrafi oddać całej artystycznej złożoności oryginału:

„Zacząć historię. Od czego? Od bąbli na nogach? Zachowało się zdjęcie. Uduchowiony malec(nawet wcale ładny,  brzydota jest  cierpliwa) pochyla się nad kolanami cioci Ani, pokazującej mu album z fotografiami -w  rzeczywistości  pochylenie  było ucieczką od zbyt bolesnego nacisku skóry na wypełniony chorą wodą naskórek, Albo śmierć cioci Róży: doświadczenie przemiany z  dającej cukierki w obojętną, szpetną kukłę, która, gdyby nie pamięć  o jej  przedśmiertnym  rzężeniu...To  w  noc  po pogrzebie Róży modliłem się najżarliwiej, trzymając w rękach jej  latarkę, obiecywałem  Bogu, że  ją zwrócę, jeśli uwolni mnie od myślenia o zmarłych. Nie wysłuchał. Jak bardzo chciałbym pamiętać, kim była dla mnie ciocia Róża”Dominik Otkowicz w  śląskiej gwarze pisze na  wielkie tematy.

Przede wszystkim zwróćmy uwagę na  porażenie  biologicznością,  niemożność poradzenia  sobie  ze  zwierzęcym  w istocie jestestwem  człowieka,  które kultura  pomaga jedynie ukryć ale którego nie można unieważnić. Zwierzęcość nie oznacza w prozie Otkowicza życia, jest pozorem ruchu i istnienia, momentalnością, która  nieuchronnie  wyrodnieje  w  przedmiot (zmarła,  mimo  iż droga  i  kochana,  przypomina kukłę).I ów  ostateczny sprzeciw,  naiwny  i bezsilny. Niemoc sprzeciwu nie wynika z oporu rzeczywistości zewnętrznej (obiektywnej, realnej, zdeterminowanej),  lecz  bezsilności  podmiotu, który  chciałby  ocalić historyczność kochanej osoby, ale owej historyczności nie ma już nawet w jego  pamięci.  Historyczność jako  milczące wyzwanie.

Czy mogę zatem dziwić się samemu sobie, gdy nie przemawia do nie historyczność innych, którą narzuca mi się jako uogólniający wzór? Czy mogę, czy powinienem potępiać siebie, gdy mierzi mnie Bochiń?  Konwicki  opowiada mi o swojej  babce ciotecznej,  a  ja  przecież miałem  własną babkę cioteczną, osobę równie  ciekawą  i bliską. Poprawka: bliższą, gdyż nie była cioteczną babką, lecz  ciotką,  chociaż także  (jak  u  Konwickiego) siostrą babki. W śląskiej rodzinie rezygnowało się ze  skomplikowanej  geometrii  stosunków rodzinnych,  z  paradygmatycznych  oddaleń. W śląskiej rodzinie cioteczna babka jest ciotką, gdyż śląska  rodzina  nie  godzi  się tak łatwo  na rozproszenie,  oddalenie  swoich członków. Jest jednią, piękną jednią, chociaż nieco uciążliwą dla jednostki w swym stadnym bytowaniu.

Było ich siedmioro, ciotka Cila (o niej będzie głównie mowa) była najstarszą --najstarszy z pozostałych (ładnych kilka lat młodszy od ciotki Cili),  wujek  Wiktor,  ogłuchł w  dzieciństwie  po przebyciu  zapalenia  opon mózgowych.  Tamte  i tamci jeszcze dzieci, straszne huncwoty, nawet gdy dorośli.  Wujek  Paulek  przetrwał w pamięci rodzinnej jako człek niezwykłej dobroci serca, ale zarazem niefrasobliwy kawalarz. Gdy ciotka Cila upominała go za skłonność do alkoholu, wyciągał ze  skrzyni  (nie nabitą oczywiście)  rodzinną strzelbę i urządzał w domu ku uciesze pozostałego. rodzeństwa,  prywatne  niby  polowanie na  swoją najstarszą siostrę: „Cila nie rycz i wyłaźspod ty pierzyny, bo jo cie teraz richtig naprowda zabija"(Paulek zmarł w latach trzydziestych na suchoty).Pradziadek Lelonek wrócił z frontów I wojny światowej schorowany, ale dumny z siebie: nikogo nie zabiłem, nikogo nawet nie zraniłem, powtarzał, zawsze strzelałem w powietrze

. Po jego śmierci prababka  (nomen  omen)  Magdalena wyszła ponownie za mąż, chociaż lekarz ostrzegał ją, że nie powinna juz rodzić. Zmarła w połogu wraz z dzieckiem. Ojczym  Kyrek  wrócił do  siebie, zabrawszy Lelonkom połowę majątku po rodzicach – zdeklasował ich,  zubożył,  już nigdy  nie  byli majętni. Ciotka Cila pozostała wraz z sześciorgiem rodzeństwa, które wychowała, pożeniła lub wydała za mąż, zaopatrzyła na dalsze życie. Wychowywała także  ich  dzieci,  pomagała  w  gospodarstwie, wszystko  im  oddała, sobie  nie  pozostawiając niczego. Żyła dla innych.

Marzeniem  ciotki  Cili,  wcale ładnej  kobiety(mam jej zdjęcie z tamtych czasów), było zostać zakonnicą. Porzuciła myśl o klasztorze po śmierci matki, ale  pielgrzymowała  do świętych  miejsc. Nie  byłem przy jej śmierci (walczyłem wówczas z własnym narodem w wojnie polsko - jaruzelskiej), ale wiem.

Umierała w straszliwych cierpieniach, z otwartymi, krwawiącymi  i  ropiejącymi  ranami. Jęcząc, recytowała jednak psalm Dawidowy nr 22 (23).Z nim na ustach skonała-wychowanie  rodzeństwa  uznała  za  cel ważniejszy-ale  nie  wyrzekła  się całkowicie marzenia o klasztorze. Pozostała panną, przez całe życie osobą niezwykle pobożną, która w natłoku zajęć zawsze znajdowała czas na lekturę książek religijnych  i  modlitwę; gdy  tylko  mogła,

(…)

Post lub ante scriptum. Ciotkę Cilę pochowano w grobie  jej  rodziców. Na  małym  nagrobku  z czarnego  marmuru  zabrakło miejsca,  by  można było wyryć jej imię.

Moja ciotka spoczywa więc bezimiennie,  bez  imienia,  bez  słowa,  bez  daty narodzin i daty śmierci, bezczasowo, poza czasem.

.

 

Zebe
O mnie Zebe

Large Visitor Globe

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura