Osobiście nie radzę podniecać się zbytnio tym co pisze GazWyb w temacie rozmowy Tuska z Kulczykiem. To, że się odbyła, nie znaczy, że już wkrótce poznamy jej treść. Może się okazać, że nie poznamy jej nigdy. Radzę więc wylać na rozpalone głowy kubeł zimnej wody, bo tekst Wyborczej wbrew pozorom niczym nie szkodzi byłemu premierowi. Co więcej – sugeruje, że takie rozmowy to coś normalnego. Uważam, że wykombinowali sobie na Czerskiej taką logiczną (?) łamigłówkę w celu neutralizacji tematu w ostatnich dniach kampanii wyborczej. Oni po prostu wiedzą, że do wyborów ta taśma się po prostu nie ukaże. Znając Tuska nie sądzę, by ta rozmowa odbyła się w sposób jednoznacznie kompromitujący obu rozmówców. To zresztą zobaczyliśmy przy okazji taśm opublikowanych do tej pory.
Nie o tym jednak chciałem.
Chciałem parę słów w temacie nieprzesądzonego jeszcze drugiego referendum zadysponowanego Senatowi przez prezydenta Dudę. Gdy piszę ten tekst, to już wiemy, że połączone sześć komisji Senatu rekomenduje temuż Senatowi odrzucenie wniosku Prezydenta o referendum. To zaś świadczy o tym, że PO praktycznie dokonała wyboru. Pozostaje kwestia medialnego uzasadnienia prawie pewnej, negatywnej decyzji Senatu.
Dokonano więc bilansu strat i uznano, że warto stracić mniej niż więcej. To dla mnie sprawa ewidentna. Lepiej mieszać kijem w mętnej wodzie irracjonalnych wywodów przy pomocy usłużnych mediów niż zgodzić się na – bezwarunkową - kapitulację na warunkach podyktowanych przez – nie czarujmy się – PIS-owska opozycję.
Wybory 25 października w połączeniu z prezydenckim referendum dają PIS-owi nieobliczalny jak na dziś kapitał w postaci głosów dodanych na zasadzie prostej logiki wyborczej . To może zadziałać jak pamiętna „książeczka” z ubiegłorocznych wyborów samorządowych. Oczywiście to tylko porównanie nie poparte sondażami, ale jakże prawdopodobne. Wszak określenie „Referendum Prezydenckie” ni jak nie podlega zasadom ciszy wyborczej, a to tylko jeden efekt propagandowy. Drugim jest „bezkarne” namawianie do udziału w referendum, bo to też nie podlega pod agitację wyborczą w rozumieniu prawa wyborczego.
To są więc powody dla których Platforma zdecyduje się sporo stracić, by nie przegrać prawie wszystkiego.
O tym wiedzą tam doskonale. Na ile ta strategia się sprawdzi, to pytanie na „po wyborach”. Teraz wszystko w rękach pijarowców po obu stronach barykady.
Przepraszam całą resztę sceny politycznej, ale w tym momencie to oni mają niewiele do powiedzenia. Chyba, że się kompletnie mylę.