Policję to my mamy dupiatą. Piszę tak potencjalny PT czytelniku, by tych naszych policjantów nie obrazić. Mógłbym oskarżyć ich o wszystko co tylko mi przyjdzie na myśl. Zdarzeń w dobie monitoringu mamy tyle, ze niezły serial można by z tego zmontować. Byłaby i nadmierna agresja, zwykła nieudolność, rozbrajająca głupota oraz sceny mrożące krew w żyłach. Ja sobie zdaję sprawę, że takiego policjanta z prewencji świerzbi ręka i wyobrażam sobie, jakie on musi przechodzić katusze, by utrzymywać nerwy na wodzy. Jednym słowem musi być wyszkolony nie gorzej niż pies, który często waruje u jego nogi.
No bo popatrzmy sobie na drastyczną – było nie było - scenę pobicia spacyfikowanego już prawie posła Wiplera. Po co ta młoda prewencjuszka tańczyła wokół niego z tą pałą w ręce szukając miejsca z którego będzie mogła mu przywalić ? W końcu gdy koledzy zrobili jej nieświadomie lukę , to ona sobie kilkanaście razy poużywała.
Z drugiej strony dlaczego tak męczyli się policjant z policjantką w Bytowie, by założyć kajdanki jakiemuś miśkowi warzącemu tyle co oni razem ? Gdzie wtedy była pała ? No i wreszcie wczoraj – manewry średnio udane. Inni już to opisali ze szczegółami, więc sobie darujmy.
Mnie jednak ten wczorajszy dzień w aspekcie służb nazywanymi porządkowymi jakoś tam zainspirował.
No bo wczoraj zobaczyliśmy dwa pochody. Jeden w blasku dnia, a drugi w cieniu nocy. Oba warte paru zdań. Pierwszy pochód, tzw. „prezydencki” w którym wzięło udział pięćdziesiąt razy mniej ludzi niż ten drugi – nazwijmy go – „obywatelski”. Myślę, że takie uproszczenie w nazewnictwie jest do przyjęcia.
Pierwszy przemarsz koncesjonowany. Byli ci, co być musieli albo z racji funkcji albo z racji otrzymanego zaproszenia. Wszyscy sprawdzeni przez służby, które dyskretnie na d wszystkim trzymały pieczę, bacząc by ktokolwiek „spoza” nie znalazł się w tej okołotysięcznej grupce stwarzającej jak dla mnie co najwyżej pozory. Niczym to nie odbiegało od naszego codziennego życia pełnego owych pozorów przekuwanych przez wirtualne media w byt realny zbudowany na fikcji.
Święto Niepodległości. O ironio losu ! Prezydent wybrany w powszechnych wyborach boi się stanąć na czele wolnego, ogólnonarodowego marszu, nie zabiega o taki, czmycha przez zmrokiem pod osłoną służb w garniturach. Ucieka przed Polską, która prawie co, niczym lawa wylała się na warszawskich ulicach. Grupka Narodowców jest w stanie skrzyknąć dziesiątki tysięcy ludzi o różnych poglądach i różnych preferencjach politycznych, rozumiejących jednak patriotyzm tak samo.
Nie da się ukryć, że media, w tym i te głównego nurtu dostrzegły to o czym piszę. Nie da się ukryć przerażenia, które można było zobaczyć jeszcze wczoraj i dziś na twarzach mainstreamowych komentatorów. Zapewne dostrzegli to i sami policjanci na ulicach Warszawy. Może więc dlatego są tacy jacy są, widząc nie tak znów odległy krach obecnego ośrodka władzy. To, że wczoraj można było namacalnie przekonać się, że to nie świadomi uczestnicy marszu wszczynają burdy potwierdzają praktycznie wszyscy.
Coś się wczoraj stało. Coś, czego jeszcze zapewne nie wszyscy jesteśmy świadomi.