Coś mi się wydaje, że pewien okres w funkcjonowaniu państwa polskiego dobiega końca. To tak jak z Kosmosem, a ściślej z wypalaniem się gwiazd – co prawda w czasie także kosmicznym – podobnym do wszelakich przedsięwzięć, a najlepiej tych, za które przyjdzie nam zapłacić w perspektywie – umownie mówiąc – dalszej.
Życie na kredyt to naprawdę spore wyzwanie. Z jednej strony kusi pozorną możliwością, a z drugiej stanowi klasyczną „myszopułapkę” w skali społecznej – nie mylić z indywidualizmem odbiorczym , rozumianym jako pospolita głupota ujęta w ramy potrzeb jednostki, stanowiącej główny target korporacyjnej bankowości.
Zapewne ten mój wywód może być dla potencjalnego czytelnika zbyt zawiły, ale spieszę niejako z usprawiedliwieniem – zaprezentowane powyżej zdjęcie , ponoć nie nowe, mną jakoś tak wstrząsnęło. Nie żebym się specjalnie oburzył, bo idiotyzmów ci u nas dostatek na każdym kroku, ale zważywszy na fakt, że to dzieło naszych podatków pomnożone przez unijne „dotacje” – robi wrażenie. Takich „wrażeń” mamy sporo przemierzając nasz kraj z północy na południe i ze wschodu na zachód. Równie dobrze może być z południa na północ i z zachodu na wschód – to dla czepialskich.
Wstrząsnęło, bo tak mi przemknęło przez głowę, że wszystkie samorządy w Polsce są zadłużone. O ile jeszcze osiem lat temu sytuacja nie była aż tak niewesoła, to dziś, każdy kto wygra samorządowe wybory stanie się z braku alternatywy feudalnym ekonomem.
Powoli kończy się beztroska wydawania nie swoich pieniędzy. Wierzyciele stoją u bram miast i gmin. Radosna twórczość dogorywa. Sytuacja państwa wcale nie jest lepsza.
Obecna perspektywa finansowa Unii Europejskiej jest ostatnią, w której Polska jest beneficjentem. Za siedem lat staniemy się płatnikiem netto, czyli krajem, który będzie musiał wpłacać do unijnej kasy więcej niż z niej uzyskuje.
Obok tematu związanego z problemem emisji CO2, na porządku dziennym stanie wejście Polski do strefy euro. Kraj zadłużony we wszystkich segmentach gospodarki na każdym szczeblu zarządzania, stanie przed brakiem jakiejkolwiek alternatywy zgadzając się na unijne dyrektywy i naciski w tych tematach. Oczywiście nigdy nie jest za późno na weto. Nigdy nie jest za późno na rozsądek, który dziś zasługuje na miano prawdziwego patriotyzmu. Dziś polski rozsądek, rozumiany jako „patriotyczny europejski indywidualizm” powinien być polską Racją Stanu.
Zabrnęliśmy zbyt daleko popierając nieodpowiedzialne rządy, niekompetentnych parlamentarzystów, marzycieli-samorządowców, ekspertów – komiwojażerów wszelakich stacji mainstreamowych, niedokształconych sąsiadów, a wreszcie uwikłanych mediów.
Cóż się więc stanie, gdy przyjdzie nam zapłacić rachunek za błędy ?